środa, 26 marca 2014

Recenzja: Balea odżywka nabłyszczająca, figi i perła

Ostatnio na swej drodze pielęgnacyjnej i kosmetycznej spotykam same buble. Ach, ciężko w tych czasach znaleźć prawdziwą perełkę, którą mogłabym Wam polecić z czystym sercem. Ale o to jest, udało się - Balea Feige und Perle to moje nowe włosowe odkrycie.
Odżywka znajduje się w 300ml opakowaniu, które stoi "na głowie". Stylistyka opakowania charakterystyczna i typowa dla DM'u. Póki w opakowaniu znajduję się 3/4 jego objętości, produkt dozuje się nieźle. Pod koniec wydobycie go jest trochę problematyczne, ale wystarczy odkręcić zatyczkę, aby wyskrobać resztkę. 
Według producenta, jest to odżywka nabłyszczająca.
Łatwe rozczesywanie i elastyczność: Balea Seidenglanz Spülung Feige + Perle z formułą przeczesywania włosów nadaje włosom matowym i bez połysku fascynujący połysk i wyczuwalnie większą gładkość. Włosy stają się zdecydowanie bardziej wyraziste. Każdego dnia.
- specjalna formuła pielęgnacyjna z ekstraktem z figi i perły nadaje połysk Twoim włosom,
- kompleks odbudowujący z witaminą B3 i prowitaminą B5 sprawia, że włosy są gładsze,
- bardzo łagodna receptura bez silikonów. 

Dlaczego skusiłam się na tę odżywkę? Sięgnęłam bez wahania po nią, głównie dlatego, że nie ma silikonów. Odkąd polepszyła się kondycja moich włosów, bezsilikonowa pielęgnacja bardzo im sprzyja.
Skusiło mnie również zapewnienie nabłyszczenia, ponieważ moim włosom często brakuje blasku, który ciężko uzyskać po wyeliminowaniu z pielęgnacji silikonów. No i wiadomo - cena. Produkty Balea w regularnych cenach w drogerii są taniutkie. Grzechem byłoby nie spróbować.
SKŁAD
Odżywka ma prosty skład, mocno emolientowy. Zawiera na trzecim miejscu w składzie behentrimonium chloride, więc przypuszczam że może sprawdzić się w metodzie mycia włosów odżywką. Znajdziemy również panthenol, glicerynkę no i gdzieś pod koniec - faktycznie, ekstrakt z figi i hydrolizowany proszek perłowy oraz sól morską.  Moje włosy zazwyczaj źle reagują na dużą dawkę panthenolu i gliceryny. W tym składzie jest zachowana dla nich idealna proporcja między wyżej wymienionymi humektantami, a emolientami.

Nie ma zastrzeżeń co do konsystencji - jest w sam raz. Bardzo podoba mi się zapach, taki owocowo-perfumowy. Ewidentnie przyjemny dla nosa, utrzymuje się na włosach podczas dnia.

Odżywkę nakładam zazwyczaj jako trzeci element układanki, tzn. gdy już spłukam szampon i maskę, nakładam ją na kilka - kilkanaście minut. Stosuję ją również na długość, na naolejowane włosy, podczas ich mycia. W obu przypadkach sprawdza się rewelacyjnie. W pierwszym sprawia, że włosy są wygładzone i błyszczące (różnice widać już podczas spłukiwania odżywki, powodują "mokrą taflę"). Dobrze emulguje oleje, jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, abym miała po jej użyciu włosy niedomyte na długości (co niestety zdarzało się przy innych odżywkach).

Słowem podsumowania : Jeśli Waszym włosom brakuje blasku, walczycie z tendencją do puchu i brakuje wam wygładzenia - fioletowa odżywka Balei jest stworzona dla Was.

wtorek, 18 marca 2014

Recenzja : Aussie Miracle Moist conditioner


Ponad pół roku temu odstawiłam na dobre wszelkie kosmetyki pielęgnacyjne i myjące do włosów, zawierające w składzie silikony.
Na początku było ciężko, włosy się bardzo buntowały. Ale zaciskałam zęby i chodziłam z szopą na głowie. Teraz jest już duużo lepiej, chociaż do ideału im sporo brakuje. Wczoraj zatęskniłam za "efektem WOW" na włosach, więc co by sobie humor polepszyć - sięgnęłam po silikonową odżywkę, której producent gwarantuje "cudowne wygładzenie", którego tak bardzo pragnę. Informacje na etykiecie Aussie Miracle Moist sugerują również obecność olejku makadamia i przeznaczenie produktu dla włosów suchych i zniszczonych, "lekko nieszczęśliwych".

Miał być australijski słodki sen...a okazało się?



Odżywka mieści się w 250ml buteleczce. Aplikator posiada zatrzask chroniący przed niechcianym wylaniem produktu. Odżywkę należy wydobyć poprzez naciskanie opakowania, buteleczka szybko się deformuje i wygina. Prosta i ładna szata graficzna.

Do konsystencji nie mam zarzutu, żelowy glutek świetnie nadaje się do nakładania i rozprowadzania po włosach. Zapach na pewno nie należy do tych naturalnych, jest dosyć intensywny, początkowo pachnie owocową gumą to żucia, po czasie robi się coraz mniej przyjemny dla nosa, typowo chemiczny.
Działanie: Produkt nałożyłam na umyte i mokre włosy na ok.30 min. Podczas zmywania produktu odczułam że włosy są śliskie i gładkie. Odsączyłam nadmiar wody w koszulkę bawełnianą i pozostawiłam włosy do wyschnięcia. Przyznam, że nie takiego efektu na włosach się spodziewałam.
Zamiast blasku i odżywienia, ujrzałam spuszone włosy na długości. Końcówki były suche i szorstkie. Miałam problem z rozczesaniem włosów TT.

Skład : Aqua, Cetyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimetyhyloamine, Stearyl Alcohol, Quaterinium-18, Benzyl Alcohol, Cetaryl Alcohol, Hydroxypropyl Guar, Parfum, Bis-Aminopropyl Dimethicone, Olelyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Citric Acid, Polysorbate 60, EDTA, Limonene, Magnesium Nitrate, Aloe barbadensis Leaf Juice, Macadamia Seed Oil, Cl 19140, Methylchloroisothiazolimone, Magnesium Chloride, Methyliosothiazolinone, Cl 17200, Ascorbic Acid, Sodium Benzoate, Sodium Sulfite, Potassium Sorbate.

W składzie znajdują się przede wszystkim związki filmotwórcze i konserwanty (wiele z nich to alergeny). W drugiej połowie składu znajdziemy olej z liści aloesu, a za nim olejek makadamia.
Podsumowując : Liczyłam na to, że będzie to fajny, silikonowy wygładzacz. Niestety, na moich włosach nie sprawdził się w ogóle. Nie nazwałabym go nawilżającym cudem, a raczej cudem marketingu. Jego cena jest zbyt wysoka, niewspółmierna do działania. Albo ten kosmetyk jest bublem, albo po prostu przestały mi służyć silikony. Czy to możliwe żeby poprzez pielęgnację zmniejszyła się porowatość włosa? Jeśli złe działanie kosmetyku na włosach to zasługa dobrej kondycji moich włosów to nawet mnie to cieszy, aczkolwiek żałuję wywalonej kasy i zastanawiam się co z nim teraz zrobić. 

Czy używałyście tej odżywki? Jak sprawdziła się u Was? 

piątek, 14 marca 2014

Moc tkwi w kiełkach!

Na dworze pachnie wiosną i za trochę ponad miesiąc Wielkanoc. Sadzicie z tej okazji rzeżuchę? Tak swoją drogą, to nie wiem czy to "wiosenna" tradycja czy typowo wielkanocna. W każdym bądź razie zawsze rozplanowywałam wysiew tak, abym mogła na świątecznym stole postawić bujnie wyrośniętą rzeżuchę. Do niedawna robiłam to całkiem bezwiednie, bo tak - bo to symbol i tradycja. Bo mama tak robiła. Jednak od kiedy zgłębiłam się w temat kiełkujących nasionek i dowiedziałam się ile dobrodziejstw są nam w stanie zaoferować, przy małym nakładzie pracy - zakupiłam kiełkownicę i zostałam amatorem kiełków i zapalonym hodowcą :)
 kiełki lnu 
Nasionko, to forma przetrwalnikowa. Magazynowane są więc w nim mikroelementy, białka i witaminy. Spożywanie samych nasion na wiele się jednak nie zda, bo nasz organizm słabo przyswaja je w tej formie i zostają w większości wydalone przez organizm. Za to jeśli zapewnimy im odpowiednią temperaturę, słońce i wodę, kiełki zaczną rosnąć i uaktywnią się enzymy odpowiedzialne za rozkład białek i węglowodanów na substancje proste. Dzięki temu, spożywając kiełki dostarczamy organizmowi składniki odżywcze w formie przyswajalnej.
Na rynku dostępnych jest wiele rodzajów nasion, nadających się do kiełkowania. Wśród nich znajdują się np. wcześniej wspomniane kiełki rzeżuchy (witamina C,B i K), lucerny (fitoestrogeny, wit.A,B,E; żelazo, wapń), rzodkiewki (wit.C, PP, cynk, magnez, wapń), słonecznika (cynk,żelazo), soczewicy (kwas foliowy, wit. E, C, fosfor, cynk, miedź), fasoli mung (spora ilość białka, antyoksydanty), kapusty (przede wszystkim wit.C). 

Kiełki kupuję rzadko, ale w "hurtowej" ilości na allegro. Wychodzi taniej, a i wybór jest większy.
Większość kiełków ma pikantny, ostry smak i świetnie nadaje się do urozmaicania sałatek. Można je również dodawać do kanapek. Da się je polubić nie tylko za bogactwo składników odżywczych, ale również ze względu na smak, choć nie wszystkie do smacznych należą. Świetnym przykładem są kiełki lnu - hoduję je i jem głównie ze względu na zawartość NNKT (nienasyconych kwasów tłuszczowych) - nie smakują najlepiej, ale wolę już jeść je w takiej formie, (ew. mocniej doprawić sałatkę), niż pić olej lniany, którego nie znoszę.

Kiełki warto hodować przede wszystkim w okresie jesienno-zimowym, kiedy dostęp do świeżych warzyw i owoców jest mocno ograniczony. Poprzez ich spożywanie dostarczamy organizmowi potrzebnych mu witamin i mikroelementów.
Widziałam w kilku sklepach w sprzedaży nasiona już wykiełkowane i gotowe do spożycia, można w ten sposób zaoszczędzić odrobinę czasu, ale na dłuższą metę jest to interes nieopłacalny, ponieważ są duuużo droższe od ziaren.
Jak hodować kiełki w domu? Możliwości jest kilka : na ligninie, w woreczku, na sitku, albo w słoiku.
Wygodnym rozwiązaniem jest kiełkownica - jest z reguły plastikowa, składa się z kilku pięter, na których wyżłobione są kanaliki dla nasionek oraz syfonów, które umożliwiają przepływ wody między pięterkami. I tak za jednym razem można sadzić kilka rodzajów roślinek. Nadmiar wody z przemycia nasionek, zbiera się na samym dole. Można go wykorzystać jako wodę do podlewania kwiatków.
Rozwinięcie kiełkom zajmuje ok.4-6 dni (w zależności od rodzaju). Kiełki należy raz/dwa razy dziennie podlewać wodą, dbać o dostęp do światła i kontrolować czy ziarenka przypadkiem nie zatkały syfonu (co często mi się zdarza).
Uwaga! W przypadku niektórych gatunków np. rzodkiewki, zdarza się że podczas kiełkowania z nasionek wyrasta biały puszek. Nie należy mylić go z pleśnią. Są to naturalne włośniki. Kiedyś tego nie wiedziałam i wiele nasionek z tego powodu wyrzuciłam.


Hodujecie kiełki? Kupujecie? A może macie jakieś ulubione kiełkowe smaki? 

wtorek, 11 marca 2014

Recenzja : woda perfumowana Beyonce Heat Midnight - wspomnienie letniego wieczoru


Beyonce Heat Midnight to "skondensowane kwiaty", które dostałam na dzień kobiet od TŻa;)

,,W 2012 roku Beyonce wydaje kolejne perfumy sygnowane swoim nazwiskiem. `Midnight Heat` jest bardziej zmysłowy niż poprzednie zapachy z serii `Heat`, emanuje pasją wyczuwalną w powietrzu i zawiera w sobie gorące emocje letniej nocy. W skład bukietu zapachu wchodzą: śliwka z Armenii oraz gwiezdny owoc (karambola). Orchidea, czarne tulipany oraz fioletowe piwonie, stopniowo zmieniają się w orientalną bazę ciepłego bursztynu, drzewa sandałowego i paczuli."


Nuty zapachowe:

nuta głowy: śliwka, gwiezdny owoc (karambola)
nuta serca: orchidea, czarny tulipan, fioletowa piwonia
nuta bazy: bursztyn, drzewo sandałowe, paczula 


Woda perfumowana mieści się w szklanej, fioletowej buteleczce o nieregularnym kształcie, zwężającym się ku ku górze. Prezentuje się dosyć ładnie na półce, pompka jest solidna, nie zacina się i dozuje optymalną ilość za jednym psiknięciem.
Już sama szata graficzna opakowania (stonowane fiolety i odcienie granatu) sugeruje, że jest to wersja wieczorowa. Zapach nie należy z pewności do lekkich, w pierwszym momencie po aplikacji, w nozdrza uderza ogrom słodyczy, który po momencie przechodzi w kwaśną śliwkę. Gdy już na dobre zaadaptuje się na skórze, do głosu dochodzi bukiet kwiatowy czyli orchidea i piwonia. Zapach jest ciepły i zmysłowy. Moim zdaniem słodycz jest w odpowiedni sposób wyważona - początkowo sprawia wrażenie nachalnej, ale po pewnym czasie przechodzi na dalszy plan dzięki ciepłym akcentom bursztynu paczuli i drzewa sandałowego. Jako że jestem wielbicielką słodkich i ciężkich nut zapachowych, używam go na co dzień.  Pomimo, że nuty zapachowe różnią się, fioletowa Beyonce jest dla mnie lżejszą alternatywą dla Lolity Lempickiej.  Nie jest to może typowy letniak, ale wydaje się idealny na letnie, romantyczne wieczory. Niedawno opryskiwałam nadgarstek Beyonce w wersji Heat Rush, Rise oraz Pulse. Muszę przyznać, że Heat Midnight jest najbliższy mojemu sercu. Minusem zapachu jest jego słaba trwałość, dobrze wyczuwalny jest prze około 4-5h, później po zapachu pozostaje jedynie słodkie wspomnienie. 


Ocena : 3,5/5

środa, 5 marca 2014

Woda różana + dlaczego warto tonizować cerę?

Konieczność traktowania cery tonikiem, nie dla wszystkich wydaje się jeszcze oczywista. Powszechnie wiadomo, że przed pójściem spać należy wykonać dokładny demakijaż. Polega on najczęściej na zmyciu tuszu i podkładu płynem micelarnym i umyciu twarzy żelem. Kolejnym etapem powinno być tonizowanie cery. Jest to moment bardzo ważny dla jej ogólnej kondycji, więc powinien zagościć w repertuarze codziennej pielęgnacji na stałe.

Czym jest tonik?

Tonik aż w 90% składa się z wody. Oprócz niej w składzie znajdują się witaminy i sole mineralne. Dodatkowo producenci dodają czasem glicerynę i alantoinę (nawilżają, przywracają gładkość). Ale co najważniejsze - tonik posiada pH obojętne bądź lekko kwaśne. Naturalny odczyn naszej skóry to ok. 5. Hydrolaty same w sobie posiadają pH zbliżone do odczynu skóry.


1) Przywraca odpowiednie pH skóry. Odczyn skóry wzrasta gdy traktujemy ją środkami myjącymi, tj. żele, mydła. Tonik pozwala obniżyć pH, dzięki czemu równowaga skóry jest przywrócona. 
2) Dzięki tonizowaniu przywrócone są funkcje obronne cery. Cera o wyższym pH narażona jest w większym stopniu na zakażenia bakteryjne czy zasiedlenia przez patologiczne grzyby. Kwaśne pH to skutecznie uniemożliwia.
3)  Oczyszcza i orzeźwia cerę. Tonik nałożony na twarz (szczególnie w upalne dni) z pewnością poprawia nasz komfort i powoduje przyjemne uczucie chłodu.
4)  Usuwa nadmiar tłuszczu i resztki makijażu. Tonizowanie skóry to świetny pomysł na domycie tego, co zostało pominięte przy myciu żelem. Przemywając twarz tonikiem, często zdarza się że np. w okolicach uszu, blisko skroni, czy pod podbródkiem,  znajduję na waciki ślady podkładu. Po użyciu toniku, gdy wacik jest biały, mam pewność, że moja cera jest czysta.
5)  Łagodzi podrażnienia. Świetnie sprawdza się po wykonaniu peelingu, jeśli zawiera ekstrakty łagodzące (np. wyżej wspomniana alantoina) pozwala uniknąć podrażnień.
6)  Pobudza krążenie twarzy. Może nie sam tonik, ale zabieg tonizowania. Używając tonika na waciku, masujemy przecież cerę,  polepszając krążenie. Dzięki stymulacji krwi twarzy, cera jest napięta i  ma świeży wygląd.

Ja używam na zmianę toniku z Lirene Dermoprogram to cery wrażliwej i alergicznej, o tego, oraz hydrolatu różanego. Tonik z Lirene w moim przypadku sprawdza się, nie podrażnia, matuje. Jest bezzapachowy.  

Jednakże dużo częściej używam hydrolatu* różanego.


*Hydrolaty, czyli wody kwiatowe, powstają w procesie destylacji roślin z parą wodną. 

Właściwości : Jest dobrym antyseptykiem o silnym działaniu bakteriobójczym i przeciwzapalnym. 
Transparentny płyn o zapachu kwiatów róż - niektórzy nienawidzą tego zapachu i zarzucają mu że jest "babciny", inni go uwielbiają. Ja należę do tej drugiej grupy. Dla mnie pachnie po prostu jak prawdziwe róże.

Działanie: Łagodzące, relaksujące i przeciwzapalne. Skóra po użyciu jest odświeżona i ściągnięta. Podobno działa przeciwzmarszczkowo. Przywraca naturalne pH skóry. Zmniejsza rozszerzone pory.

Gdy skończy mi się woda różana, z pewnością sięgnę po inne hydrolaty. Kusi mnie szałwiowy i melisowy.
A na koniec wada hydrolatów - niestety lubią uczulać, dlatego przed użyciem, proponuję zrobić próbę uczuleniową.

Używacie toników, hydrolatów?